PATRON SZKOŁY

patronRóża Zamoyska
Róża Maria Elżbieta hrabianka Żółtowska z Milanowa urodziła się 3 czerwca 1913r. Pochodziła ze znanej rodziny ziemiańskiej o patriotycznych tradycjach. Jana Zamoyskiego poznała w Zakopanem, podczas zimowych ferii 1929/30 roku. Miała wówczas szesnacie łat, Jan osiem­naście. Znajomość ta i zainteresowanie umocniły się później w Warszawie, gdzie Jan Zamoyski studiował w Wyższej Szkole Handlowej, a Róża była studentką medycyny. Spotykali się na gruncie towarzyskim, na balach i kortach tenisowych. Róża była urodziwą, pełną wdzięku osobą, świetnie tańczyła, była interesującą rozmówczynią podobała się jej ujmująca bezpośredniość, poważny stosunek do życia.

Ślub odbył się 30 kwietnia 1938 roku. Młoda para zamieszkała w Zwierzyńcu, w willi za fabryką mebli, skąd blisko było do biur Zarządu Ordynacji Zamojskiej (Jan administrował majątkiem, odciążając poważnie chorego ojca, ordynata Maurycego Zamoyskiego). Dom był pięknie położony. Z  wysokości Folwarcznej Góry roztaczał się widok na okoliczne lasy i wzgórza, które można było podziwiać także z okien domostwa. Na parterze znajdowały się cztery pokoje, dwa salony, jadalnia i jeszcze jedeno pomieszczenie o ogólnym przeznaczeniu, na górze cztery sypialnie. Zamoyscy nie zatrudniali tu licznej służby. Stanowili ją: kredensowa (pokojowa) Zofia Todys (późniejsza Chordejowa), sprowadzony z Warszawy kucharz Lepke, kucharka Felicja Burakówna, lokaj Grzegorz Wandzio (później Tomasz Szewczuk), ogrodnik Bogdan Zabielski, stangreci: Walerian Chordej i Jan Kozyra. Był to zespół ludzi bardzo oddanych, a ich takt dyskrecja i pomoc miały wielkie znaczenie w latach hitlerowskiej okupacji.

Młoda pani ujęła wszystkich swoim wdziękiem, łagodnością, przystępnością i życzliwym podejściem do ludzi. Spotykano ją w domu w różnych okolicznościach, ale obowiązkowo na wspólnej, wieczornej modlitwie w salonie, którą prowadziła. Nie były to krótkie pacierze. Odmawiano. różaniec, litanie, czytano ewangelie, śpiewano pieśni. Do Zwierzyńca chętnie przyjeżdżała rodzina ordynata ze znajomymi. Dom wkrótce otrzymał własną nazwę, stał się Rózinem, domem ordynatowej Róży Zamoyskiej. Ta piękna nazwa utrzymuje się do dzisiaj, obejmuje całą dzielnicę Zwierzyńca między fabryką mebli a Górą Folwarczną.

Rok 1939 zaznaczył się tragicznymi wydarzeniami. 5 maja zmarł ordynat Maurycy Zamoyski, Jan został XVI ordynatem. A potem przyszła wojna. Ordynat, jak wielu mężczyzn, otrzymał kartę mobilizacyj­ną. Był oficerem oddziału kawalerii przy 3 Dywizji Piechoty, 28 sierpnia miał stawić się w koszarach zamojskich. Jego odjazd zapamiętała służba z willi na Rózinie. Odjechał konno na wcześniej przygotowanym i ułożonym koniu. Młoda pani pożegnała go bez łez, potem dając upust swej żałości. Zamoyski powrócił z wojny do Zwierzyńca w połowie października. W miesiąc później w willi na Rózinie urodziła się córka Elżbieta. Tam też 10 grudnia odbył się chrzest. Na mieszkańców willi na Rózinie spadły lawiną obowiązki. Ordynat zajęty był pilnymi sprawami, związanymi z nowym porządkiem obowiązującym w majątku pod niemieckim nadzorem. Róża Zamoyska, mimo swego macierzyństwa, przyjęła wiele odpowiedzialnych zadań. Już we wrześniu wyrzucono z wagonów wysiedleńców, z terenów przyłączonych do Rzeszy, zajęła się ich losem. Rozmieszczeni po domach w Zwierzyńcu i w okolicy, nie posiadali środków do życia. Walerian Chordej woził ordynatową do Turzyńca, Topólczy i innych wsi, gdzie interesując się wysiedleńcami, notowała ich potrzeby i udzielała pomocy.

Jesienią 1940 roku powstały delegatury Polskiego Komitetu Opiekuńczego (PolKO) – organy Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), jedynej organizacji charytatywnej, tolerowanej przez Niemców. Jan Zamoyski został przewodniczącym powiatowej Delegatury PolKO w Biłgoraju, Róża objęła prezesostwo Delegatury PolKO w Zwierzyńcu. Dzięki nim założono w Zwierzyńcu kuchnię ludową, ochronkę dla dzieci, schronisko dla wysiedlonych starców, zabiegano o uwolnienie uwięzionych, poszukiwano zaginionych, roztaczano opiekę nad chorymi. Dom na Rózinie udzielał schronienia poszukiwanymi ściganym, nie odmawiano pomocy nikomu.

Młoda dziewczyna, Irena Kikut ze Zwierzyńca, gdy otrzymała z Arbeitsamtu kartę powołania na roboty do Niemiec, z płaczem udała się do Róży Zamoyskiej. Młoda pani zapytała: „A czemu ty nie chcesz jechać do Niemiec?” -„Bo to wróg!” -odpowiedziała dziewczyna. Zamoyscy wyjaśnili w Arbeitsamcie, że Irena jest niezbędną pracownicą w ordynackich ogrodach. Potem została oddaną opiekunką dzieci Zamoyskich. Wiele było takich form pomocy, a przecież Róża była matką dwóch malutkich córeczek. W styczniu1942 r. urodziła się Maryjka. Ale macierzyństwo Róży na tym nie kończyło się. Ona była matką dla wielu dzieci.

W połowie czerwca 1943 roku Niemcy otworzyli w Zwierzyńcu obóz przesiedleńczy dla ludności wysiedlonej z zamojskich wsi. Wśród wielotysięcznej rzeszy uwięzionych cierpiały setki dzieci i dla Róży nie było to obojętne. Jako przedstawicielka PolKO, wystarała się o pozwolenie przekraczania bramy obozowej. Mogła wejść tylko na pierwsze pole, gdzie działała administracja obozu. Widziała za drutami wychudłe, wynędzniałe, jęczące dzieci. Myślała o nich jak o swoich własnych, wystarała się o ze­zwolenie na dowożenie mleka dla najmłodszych. Co rano Walerian Chordej odwoził ordynatową do obozu, w koszach wiozła buteleczki z mlekiem dla dzieci. Ta bezcenna pomoc nie była łatwa, wcale nie chronił samarytanki jej biały fartuch i znak Czerwonego Krzyża na rękawie. Róża Zamoyska bywała traktowana brutalnie, doznawała zniewag słownych i fizycznych. Znosiła to, bo ratunek dla dzieci był najważniejszy. Była odważna i opanowana. Sprawa ratowania dzieci uwięzionych w zwierzynieckim obozie nie dawała jej spokoju. To na skutek jej próśb, ordynat zdecydował się na niebezpieczne rozmowy z lubelskim gestapo oraz szefem policji i SSOdilo Globocnikiem, uzyskując to, co byl wprost niewiarygodne -zezwolenie na odebranie małych dzieci z obozu. Uratowan ich około pięciuset. Ordynat załatwiał sprawy, gromadził fundusze na prowadzenie ochronki i szpitala dla dzieci. Róża była duszą wszystkiego na miejscu. Zgromadziła pielęgniarki -ochotniczki, osobiście przyjmowała dzieci z obozu, czuwała nad ich odwiezieniem, opatrzeniem i leczeniem

A przecież nie tylko na tym polegała działalność prezeski Delegatury PolKO. W lipcu i w sierpniu 1943 r. do obozu dostarczono ponad 6 tys. l mleka, ponad 12 tys. kg chleba, blisko 10 tys. l. zupy. To Zamoyska dyrygowała gotowaniem posiłków dla ludzi z obozu. Gotowano je w kuchni przy ochronce, ale nie tylko. Każdego dnia docierała do sąsiednich domów, zapowiadając, jaką zupę mają gotować gospodynie na następny dzień: krupnik, kapuśniak czy grochówkę. Taka zupa, zlewana do wspólnego kotła, stanowiła dodatkowe porcje dla uwięzionych.

Róża Zamojska była obecna, gdy o świcie, pod konwojem prowadzono więźniów do stacji Biały Słup, aby załadować ich do transportów kierowanych do dalszych obozów. Wyjeżdżała bryczką naprzeciw. Z trwogą patrzyła na tłumy pędzonych, wynędzniałych ludzi. Kiedyś zobaczyła wśród tłumu nieszczęsnych matkę z trojgiem dzieci. Dwoje małych niosła na rękach, trzecie też malutkie, czepiało się jej spódnicy. Podbiegła do konwojenta, prosząc o litość dla matki z dziećmi i uwolnienie ich. Odepchnięta silnie, upadła. Wstała i z tą samą prośbą zwróciła sie do następnego strażnika. Stało się coś dziwnego, Niemiec pozwolił odejść matce z dziećmi. Ludzie z Rózina byli świadkami wielu podobnych zdarzeń, żyjący wspominają o tym do dzisiaj. Powszechny żal wywołały wiadomości o ciężkich przeżyciach Róży Zamoyskiej w latach powojennych prześladowań, z głębokim smutkiem odebrano wiadomość o jej śmierci 5.10.1976 r. Pamięć o Róży Zamoyskiej jest w Zwierzyńcu żywa, również w domu na Rózinie. Egzystujący tam Dom Dziecka podjął starania o nadanie mu imienia Róży Zamojskiej

Halina Matławska