Niesamowite Roztocze

„Niesamowite Roztocze”

Historia działa się w niezbyt odległym czasie, ale moc, jaką na mnie wywarła, jest niezwykła. O takich historiach opowiada się latami. 
Jest początek lata, zieleń liści jest żywa i świeża. Wybieramy się na wyprawę rowerową.
Wieczorem sprawdzamy stan techniczny rowerów,a także sprzętu fotograficznego. Trzeba zadbać o wszystko. Mamy przecież tam nocować. Jedzenie musi być lekkie i pożywne, a napoje gasić pragnienia. „Tam” to jest głęboki las Roztocza Środkowego. Roztocze to małe Bieszczady i Kanada pachnąca żywicą, które w dodatku można zwiedzać rowerem.
Poranek jest chłodny i mglisty, ale widać błękit nieba między konarami strzelistych świerków i rozłożystych buków. Raźno naciskamy pedały, ciesząc się na dalsze przygody. Nagle ostro hamuję i nie wierząc własnym oczom, widzę wilka, który biegnie wzdłuż drogi. Spogląda na mnie, ja na niego. Co za piękne zwierzę! Osłupiałem z wrażenia, a wilk jakby rozbawiony całą sytuacją niknie w gęstwinie leśnej, rzucając na mnie to swoje rozbawione spojrzenie. Robię dwa łyki i rozmyślam, mając przed oczami obraz wilka. Dociera do mnie niezwykłość tego zdarzenia. Mało kto miał taką przygodę. Wieczór się zbliża, a my musimy jeszcze kawałek przejechać. Nogi trochę bolą, ale zaraz będzie odpoczynek. Nowa przygoda czai się wraz z zapadnięciem nocy.
Dowiedziałem się, że w pobliżu przebywa doktor Jurczyszyn z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ten Pan bada popielice, nocne ssaki. Bada ich populację i ilość w rezerwacie. A ja w końcu poznam te tajemnicze zwierzęta.
Zapadła noc, las jakby na to czekał. Wszędzie rozbrzmiewają różne piski, wrzaski i chrumkania, a powietrze jest przesycone butwiejącymi liśćmi i żywicą z pobliskiego lasu sosnowego. Sprzęt fotograficzny rozstawiony, doktor przyjdzie niebawem. Czas się dłuży. Oczy same się zamykają. Położyłem się na plecaku i poszedłem spać. Jest miło ciepło i sennie. Mój kompan ma na wszystko oko. Wtedy hałas, łamanie gałęzi, chrumkanie i bieganina.
Co to!? To dziki. Duża wataha dzików podeszła na tyle blisko (ok.10m.), że widać było białka w ich zdziwionych oczach. Jak się pojawiły, tak zniknęły. W gałęziach coś się poruszyło. Pędem do aparatu. Jest to popielica. Kilka fotek robi kompan i jest po wszystkim. Przychodzi doktor Jurczyszyn i opowiadamy o wilku, i dzikach. Coś znowu jest w gałęziach, robię zdjęcia. Patrzę zdumiony, to koszatka-bardzo rzadkie zwierzątko w naszym lesie. Po chwili wszyscy się zbieramy do domu. Tę wyprawę będę wspominał długo.

Autor: Mikołaj Juszczak, Ib
Miłośnik Roztocza i fotografowania

Ten wpis został opublikowany w kategorii różne. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.